wtorek, 23 lipca 2013

Jarocin 2013 - dzień drugi


Drugiego dnia tegorocznego Jarocin Festiwal pod sceną trzeba było pojawić się nieco wcześniej. Na godzinę 15:40 zaplanowany był start koncertu ekipy ze Scranton, Pensylwania. Mimo, że panowie z Menzingers mają na swoim koncie już 3 pełnogrające albumy, zostali potraktowani nieco po macoszemu, grając w porze przeznaczonej raczej dla młodych kapel. Trochę szkoda, że niewiele osób stawiło się pod dużą sceną na ich występ, bo było czego posłuchać.



Panowie nie omieszkali zdradzić, że pochodzą z Pensylwanii i, że jest to "far, far away from here". Coś czuję, że Polska wydaje się Amerykanom równie egzotycznym miejscem co np. Malezja czy inne Mongolie. Tak czy inaczej, mocno wybronili się muzyką. Usłyszeliśmy głównie kawałki z ostatniego wydawnictwa On the Impossible Past. Połączenie łagodnego punk rocka z indie-melodjami, wychodzi im doprawdy smacznie. Rozmówki polskie także się przydały, bo słowo "dziękuja", wypowiadali po każdej zagranej piosence.

O 17:20 na scenie zameldowali się weterani z Farben Lehre. Wojciech Wojda jak zwykle nie żałował sobie kazań w stylu "co zrobić, żeby zbawić świat". Facet ma to świetnie opanowane, wręcz wyreżyserowane i każda "przypowieść" idealnie zapowiadała następny grany numer. Zespół starszy niż większość zgromadzonej publiki, wciąż przyciąga tłumy i był to pierwszy tego dnia występ przy tak licznie zgromadzonym audytorium.
 
Przed godziną 20:00 przyszedł czas na, kto wie czy nie największą gwiazdę tegorocznego festiwalu. Suicidal Tendencies jak mało kto zasługują na to miano, ale i oczekiwania wobec ekipy dowodzonej przez Cyco Miko, a więc Mike'a Muir'a były spore. Był to drugi występ SD w naszym kraju, a pierwszy plenerowy. 30 marca 2010 przyjeżdżali jako ekipa "po przejściach", która od 10 lat nie wydała płyty. Dziś panowie są w świetnej formie i nawet jeżeli ktoś uzna ich muzykę za zbyt "Cyco", musiał być pod wrażeniem atmosfery jaką rozpalili pod (ale i na, ale o tym za chwilę) scenie.

Od początku uwagę przykuł "bajerancki" bas Steva Brunnera. Zielone, fluorescencyjne struny sprawiały wrażenie jakby wołały "Patrzcie na mnie, patrzcie na mnie!". To prawda, charyzmą członkowie zespołu mogliby obdzielić 10 innych kapel. Jeżeli o wokaliście Farbenów można powiedzieć, że lubi wcielać się w rolę kaznodziei, to Mike Muir jest w tej dziedzinie biskupem, arcykapłanem, o ile nie papieżem. Tylko takim, który wciągnął kilka kresek przed wejściem na scenę. Szalony wzrok wokalisty i 10 słów na sekundę w przerwach między kawałkami, musiało przykuwać uwagę. I tak było, a fanów w bandamach ledwie odsłaniających oczy i czapeczkach z napisem "Suicidal Tendencies" na daszku można było zobaczyć z każdym obejrzeniem się w bok.

Kulminacja nastąpiła jednak na koniec. SD okazali się zmorą ochroniarzy, którzy skrzętnie pilnowali, żeby nikt z crowdsurferów nie przedarł się dalej niż metr za barierkę i prędko wrócił do tłumu. W pewnym momencie Cyco Miko nakazał wręcz ludziom wdarcie się do na scenę. Co tu dużo mówić, typowo hardkorowa zagrywka tylko udowadniająca jak głęboko w tym gatunku zakorzenili się SD.

Powiedziałem, że Farben Lehre są weteranami? Buster Bloodvessel, wokalista Bad Manners w tym roku obchodzi 55 urodziny, a zespół powstał w 1976! Powiedz o tym swojemu dziadkowi, jeżeli powie ci, że znów łupie go w krzyżu i nie chce iść z tobą na ryby - wielki lider Bad Manners udowadnia, że życie zaczyna się po 50-tce!

Anglicy reprezentują dość specyficzny gatunek, nazywany w Anglii 2 tone. Połączenie reggae, punk rocka i ska to iście wybuchowa mieszanka, która zaaplikowana na takim festiwalu jak Jarocin, okazała się strzałem w dziesiątkę! Był to zdecydowanie najbardziej pozytywny występ w tym roku, a idę o zakład, że przebić Bad Manners będzie niesamowicie ciężko. Wielki, łysy facet bujający się z nogi na nogę i opowiadający anegdotki o swoim tłustym brzuchu to obrazek dość osobliwy, jednak najmocniejsze miało dopiero nadejść. Gdy Buster dostał sygnał zza kulis, że mają zagrać jeszcze tylko jeden numer, bo czas nagli, najpierw poprosił o jeszcze trzy. Gdy spotkał się z odmową, zagrał ostatni numer, a na koniec... pożegnał się ze wszystkimi pokazując miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetność. Nie był to bynajmniej gest zdenerwowania i lekceważenia, a raczej dystansu i w sumie godne zakończenie tego bujającego występu. Mało Wam? Sprawdźcie Lip Up Fatty i gwarantuje Wam, że zakochacie się w tym zespole!




P.S. Tego dnia na polu namiotowym odbyły się również wybory Miss Mokrego Podkoszulka Jarocina 2013. Opis zbędny.



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz