poniedziałek, 22 lipca 2013

Jarocin 2013 - dzień pierwszy


Zgodnie z obietnicami przyszedł czas na podsumowanie tegorocznego festiwalu Jarocin 2013. 45 koncertów na dwóch scenach, a do tego dochodzą jeszcze sztuki na Polu Namiotowym, gdzie zagrali m.in. Uliczny Opryszek i Sztywny Pal Azji.. Nie dało się tam nudzić. Oto dzień pierwszy.


Piątek rozpoczęliśmy od... koncertu Kamila Bednarka. Spokojnie, nie wartość muzyczna tego średnio sympatycznego chłopaka nas zainteresowała. W czasie gdy rozwrzeszczane nastolatki bawiły się pod sceną, przez teren festiwalu przechadzali się... Jerry Only, Dez Cadena oraz Eric Arce, a więc totalna legenda, jedna z największych gwiazd tegorocznego Jarocina, uff, przed państwem: Misfits.




Wyobrażacie sobie to? Jerry w swojej nabijanej wielkimi ćwiekami zbroi, Cadena nie dość, że stylizowany na wampira, to jeszcze poruszał się niczym król ciemności, Arce też straszył swoim wizerunkiem. I tak, trzech sympatycznych jegomości przemieściło się do stoiska jednego ze sponsorów imprezy, by podpisać kilkadziesiąt plakatów i pstryknąć sobie kilka fotek z fanami... Dodajmy, że cała akcja była dość spontaniczna i wcześniej nie było żadnej informacji o takiej ewentualności. Szczęśliwi ci, którzy byli na Bednarku.





Moim pozytywem tegorocznego Jarocina byli Nowozelandczycy z I Am Giant. Po gwieździe rodem z Eski Rock (panowie ze sceny dziękowali stacji za promocję w Polsce) nie spodziewałem się więcej niż kilku chwytliwych, mocno popowych melodii. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy na scenie ujrzałem trzech naładowanych energią jegomości, którzy młucili aż miło. Wcześniej wydawało mi się, że wysoki wokal Eda Martina niekoniecznie pasuje do mocniejszych kawałków zespołu, ale muszę zwrócić honor facetowi - jego możliwości głosowe są wielkie.



 Panów wcześniej mogliście kojarzyć z singli Purple Heart czy Let It Go, które mocno promowała wymieniona wcześniej stacja radiowa. Dzisiaj stali się pełnoprawną częścią jarocińskiego święta, a słowa o nowym przyjacielu z Polski, które skierowali do... piwa Lech, ostatecznie kupiły publikę.





Przed 23:00 na scenie w końcu pojawili się Misfits. Jerry nie był specjalnie wygadany, między kawałkami ograniczał się raczej do słów "one, two, three, four!". Ciekawie zrobiło się, gdy Cadena zaanonsował, że zespół za chwilę zagra Rise Above Black Flag. Przypomniały się więc czasy, gdy był wokalistą Black Flag i w ich barwach wykonywał ten kawałek. Poza Last Careess panowie zagrali wszystkie swoje największe hity - Scream, Dig Up Her Bones czy Halloween. Co do wokalu Jerrego, powiem tylko, że najlepszym wokalistą w historii zespołu był Michael Graves. Inna sprawa, że Only potrafi rozgrzać publikę, a mimo 54 lat na karku nadal prezentuje świetną formę fizyczną - co widać było doskonale na koniec występu, gdy zdarł z siebie koszulkę i posłał ją w publikę.



Co ciekawe panowie pozostali w Jarocinie na noc i na festiwalu pojawili się także drugiego dnia - tym razem już w "cywilu" i wzbudzając nieco mniejsze zainteresowanie. Nie każdy potrafi rozpoznać Jerrego bez zbroi, a Cadeny bez make-up'u. Doskonale udało się to jednak pewnej blond-włosej niewieście, którą wyraźnie upatrzył sobie Jerry i nie omieszkał pozwolić sobie na kilka namiętnych buziaków. Ot tak, stojąc w tłumie, podczas koncertu Menzingers w sobotę... W końcu potwór też człowiek.






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz